26 sty 2013

UWAGA! UWAGA!

!!!

Chwilowo zawieszam bloga na czas nieokreślony. Nie znaczy to jednak, że przestaję pisać. Muszę sama jakoś w mojej głowie wyprowadzić to opowiadanie na prostą, bo trochę za dużo namieszałam. Zapraszam was jednak na coś prostszego, ale niekoniecznie lżejszego na http://i-am-possible-mystory.blogspot.com/ ^^ Kocham was Miśki i piszę przede wszystkim dla was. Proszę o jakieś opinie na temat mojej pracy :**

17 sty 2013

Rozdział XIV


Było ponure popołudnie. Taka pogoda rzadko się tu zdarza. Włochy kojarzą się z ciepłym klimatem i wiecznie prażącym słońce, szczególnie w czerwcu. Olivia siedziała w swoim pokoju. Kubek z dawno już zaparzoną kawą stał na stoliku czekając, aż zostanie opróżniony. W tle Bowie próbował zakłócić atmosferę pełną melancholii i smutku zapraszając słuchaczy do tańca. Let’s Dance- można było usłyszeć z przykurzonego sprzętu muzycznego ustawionego w rogu ciemnego pomieszczenia. Po szybach zaczęły spływać krople letniego deszczu. Razem z nimi łzy popłynęły z oczu Olivii. Teraz David śpiewał coś, o czym Via próbowała zapomnieć. This is not America. Jedynym marzeniem w tej chwili był powrót do przestronnego mieszkania w Nowym Jorku. Jednocześnie jednak nie chciała porzucać poszukiwań samej siebie. Cały czas stała na brzegu przepaści. Mogła zawrócić, lecz nigdy nie zapominać. Jedna pochopna decyzja mogła zepchnąć ją prosto w czarną przepaść. Natomiast stanowcze, a umiejętne kroki mogły poprowadzić ją brzegiem aż do najbliższego mostu, którym spokojnie przejdzie na drugą stronę. Bardzo dokładnie rozważała słowa Chloe. Nowa znajoma uświadomiła jej wiele bolesnych rzeczy, które Ovi chciała w sobie zmienić. This is not America. Musi być silna. To przygoda. Nowy rozdział w jej życiu, którego nie może ominąć. Powinna pójść przed siebie. Niekoniecznie szybko.

Z zamyślenia wyrwał ją dźwięk dochodzący z dołu. Był głośny i nie do końca wyraźny. Olivia wyszła więc z pokoju i aż zaniemówiła. Schody i korytarz przyozdobione były światełkami choinkowymi mieniącymi się na dziesiątki różnych kolorów. Wszędzie latały balony, confetti. Na ścianach dostrzec można było stare zdjęcia w nowych ramkach. Zeszła na dół po czerwonym dywanie rozwiniętym na stopniach. Tam czekała ją prawdziwa uczta. Stół zastawiony był wszystkimi możliwymi włoskimi przekąskami. Nie zabrakło oczywiście wina. Phil, wyraźnie zadowolony, krzątał się w kuchni tańcząc jednocześnie do muzyki dobiegającej ze starego gramofonu. Jeremy zdążył rozsiąść się w miękkim fotelu i rozmawiał przez telefon. W tym momencie zadzwonił dzwonek do drzwi. Gospodarz poszedł przywitać gości, którymi byli jego sąsiedzi i panna Chloe. Olivia znieruchomiała. Myślała, że dziewczyna już wyjechała. Teraz jednak nie wiedziała co robić. Ich spojrzenia skrzyżowały się i Francuzka podeszła pewnym krokiem do Ovi.
-Via! Jednak się jeszcze spotkałyśmy- zaczęła Chloe.
-Właśnie widzę. Jestem zaskoczona, ponieważ nie wiedziałam, że ktokolwiek nas dzisiaj odwiedzi- odparła Olvia.
-Phil już taki jest, ale mam wrażenie, że zorganizował to dla ciebie.
-Nie do końca jestem skłonna w to uwierzyć. Znamy się bardzo krótko, chyba, że tak bardzo chce się mnie pozbyć i wysłać razem z tobą na Sycylię.
-To nie jest taki zły pomysł. Ja bardzo chętnie cię przygarnę. Naprawdę liczyłam na miłe towarzystwo, a ty w jakiś nieokreślony sposób mnie intrygujesz. Jesteśmy zupełnie inne, a przynajmniej tak mi się na razie wydaje, ale i taka przyjaźń może być bardzo trwała.
-Widzę, że wybiegasz w przyszłość mówiąc o przyjaźni. Na razie poprzestańmy na wspólnej podróży do twojego kuzyna.
-Czyżbym miała dar przekonywania, że tak szybko się zgodziłaś? To mój urok osobisty? Nawet nie zdążyłam powiedzieć nic, co byłoby dobrym argumentem, byś jednak pojechała.
-Trochę o tym myślałam i teraz, gdy cię zobaczyłam, musiałam szybko podjąć decyzję i właśnie to zrobiłam. Jadę.
-Co ja słyszę?- włączył się Jeremy.- Czyżby moja siostra postanowiła zaryzykować? Jestem z ciebie dumny kochanie. Zatem buon voyage.
-Tak szybko się jej nie pozbędziesz- rzekła Chloe.- Wyjedziemy najwcześniej za 3 dni. Zdążycie się jeszcze pożegnać.

~~~

„Zanotowane w pamiętniku. Dzień dwudziesty piąty. Miesiąc szósty. Zaczynam coś nowego. Trzymajcie kciuki, kimkolwiek jesteście. Serena” – taka była treść pierwszej karteczki, która zawisła na północnej ścianie poddasza w domu w Castagnetto Carducci. Ona i reszta kolorowych skrawków papieru, które tam zawisły w samotności czekały, aż ktoś odważy się zajrzeć na najwyższą kondygnację i odkryć tajemnice, jakie skrywały. A było ich wiele…

3 sty 2013

Rozdział XIII


- Pozwól, że ci przedstawię... panna Chloe- powiedział poważnym tonem, niczym angielski dostojnik, Phil.
- Oh. Miło panią poznać. Choć może od razu przejdziemy na ‘ty”?- odparła Olivia.- Jestem Olivia.
- Chloe. Czy mogę się do ciebie zwracać Via?
- Oczywiście. Ciekawie. Jeszcze nikt tak do mnie nie mówił, a bardzo mi się podoba- odrzekła z wyraźnym zadowoleniem Ovi.- Opowiedz mi coś o sobie. Znaczy, wiem tyle, ile przekazał mi Phil. Jednak w twoich ustach powinno to brzmieć inaczej.
- Dobrze. Może siądziemy w jakimś przyjemnym miejscu.
- Chodźmy nad basen. Chciałabyś się czegoś napić?
- Wody, s’il sous plait.
- Phil, mógłbyś przynieść?
- Ok. Już idę- odparł i po chwili zjawił się ze szklanką zimnej wody z plastrem cytryny i kostkami lodu- Je vous en prie.
- Merci.
- W takim razie, co cię sprowadziło do Italii?- zapytała jako pierwsza Via.
- Zaczęło się od śmierci matki. To było ponad rok temu. Zostałam sama z siostrą i ojcem. Tata zupełnie się załamał, a Alice wyjechała do pracy do Stanów. Była dobrze zapowiadającym się prawnikiem. Musiałam złapać dorywczo jakąś pracę. Pracowałam w kilku barach jako kelnerka. W końcu znalazłam coś, w czym mogłam się spełnić. Zatrudnili mnie w firmie marketingowej. Miałam tworzyć banery, billboardy, projekty spotów reklamowych. Nie było tak źle. Dobrze płacili, a ja w końcu robiłam coś, w czym byłam dobra. Po kilku miesiącach wróciła moja siostra. Kancelaria, w której pracowała upadła. Straciła pracę, lecz miała wystarczająco dużo pieniędzy, by wrócić i założyć własne biuro pomocy prawnej. Porzuciłam więc ciepłą posadkę. Miałam odłożone oszczędności, jednak trochę brakowało do podróży po słonecznych Włochach. Miałam co prawda samochód, lecz on wymagał lekkiego podrasowania, jak na taką wyprawę. Namalowałam więc kilkanaście obrazów, sprzedałam po niezłej cenie. Sprzedałam stare książki i inne rupiecie, ponieważ wiedziałam, że po powrocie będę zupełnie innym człowiekiem, a te rzeczy nie pasowały do nowego życia. W ten sposób uzbierałam odpowiednią kwotę, zaopatrzyłam się w zapas jedzenia, picia, paliwa i ruszyłam w świat. Bez telefonu. Tylko aparat i laptop. Internet łapałam tylko w lepszych momentach, więc prawie nie miałam kontaktu ze światem, poza tym, w którym się właśnie znajdowałam. Zaczęłam od Valle d’Aosta przez Piemont. Zwiedziłam Turyn, zobaczyłam katedrę. Następnie Mediolan- stolica mody. Jechałam na wschód aż do Wenecji. Potem Werona. Jakież to piękne miasto. Musisz je zobaczyć, jeśli jeszcze się tam nie wybrałaś. Takie romantyczne. Gdybym miała kogoś, kto byłby tam razem ze mną i kochał mnie tak jak ja pokochałam Weronę. I ta cała historia z Romeem i Julią. Cudowne. Ale niestety. Jechałam poniekąd slalomem, ponieważ później udałam się do Bolonii, Genui, a stamtąd trafiłam prosto w serce Toskanii. Ten region urzekł mnie dotychczas najbardziej. Wtedy zaczęłam opadać z sił. Czułam się coraz gorzej. Pewnego dnia, po zwiedzeniu Pizy, jechałam do jakiegoś małego miasteczka, by znaleźć tani nocleg lub przespać się w samochodzie. Zaczęło mi się kręcić w głowie. Znalazł mnie jakiś miły Włoch, który jechał rowerem w tą samą stronę, co ja. Nie wiedział, że jestem turystką, bo przed wyjazdem załatwiłam sobie włoską rejestrację. Wiem, że nie powinnam, ale uznałam, że w ten sposób będzie mi łatwiej. Po włosku też mówię całkiem nieźle, bo mam tu rodzinę. Ale do tego dojdziemy. Wtedy ten mężczyzna zaprowadził mnie do Phila. To podobno najlepszy i najprzystojniejszy lekarz w całej okolicy. On mnie zbadał, zapisał jakieś leki swoim niewyraźnym lekarskim pismem i kazał do siebie przyjść za parę dni. Ja jednak nie miałam noclegu. Zaproponował mi pokój za małą opłatą dopóki czegoś nie znajdę. Zgodziłam się. Okazało się, że to było tylko przeziębienie, lecz nieleczone mogło doprowadzić do zapalenia płuc. Na szczęście wszystko dobrze się skończyło. Ja jednak nie czułam się na siłach, by jechać dalej. Zatrzymałam się w małym pensjonacie. Codziennie wychodziłam na powietrze, wedle zaleceń pana doktora, i malowałam. Wspominałam już, że skończyłam szkołę plastyczną? W każdym bądź razie malując na tym, co tylko znalazłam, zarobiłam kolejną niezłą sumkę. Właśnie szykowałam się do dalszej podróży, kiedy zadzwonił Phil z informacją o tobie i twoim bracie. Ja jadę na Sycylię do kuzyna.
- Tak, słyszałam. Jednak wiem też, że została ci do zwiedzenia jeszcze połowa Włoch, a ja nie chcę czekać tyle czasu. Wolałabym tam być jak najszybciej.
- Wy- Amerykanie- wiecznie się wszędzie spieszycie. Rozumiem cię, jednak moim zdaniem taka podróż będzie czymś nowym i dobrym dla ciebie. Nie mówię o swoim towarzystwie, choć ono wydaje się bardzo zachęcające, jednak w ten sposób poznasz kraj, zwyczaje i może będzie ci później łatwiej zrozumieć rodziców.
- Może masz rację. Zawsze chcę być wszędzie zaraz. Ale dlaczego miałabym czekać i po kolei odwiedzać zupełnie zbędne mi miejsca?
- Jasne. Tylko potrafisz marudzić. Chodzi o przygodę. Spontaniczność. Nie chcesz doświadczyć czegoś nowego. Artyści już tak mają. Szukają wrażeń. Ty też jesteś artystką.
- A ten twój kuzyn… Znasz go w ogóle?
- Tak. Znaczy z opowieści. Nigdy go nie widziałam. To jakaś dalsza rodzina. Lecz jedyna, jaka została mi w kraju makaroniarzy. Chcę go poznać. Nawet nie wie, że przyjeżdżam.
- Żartujesz?! Nie wie? To niewiarygodne.
- Nie bądź taka spięta. Zaczynasz mi przypominać pewną dziewczynę z mojej klasy z gimnazjum. Zawsze najlepsza. Wszystko musiała mieć poukładane. Tak się nie da żyć.
- Poukładana, rozsądna i uparta- wtrącił nagle Jeremy.- Jestem Jerry, młodszy brat Ovi. A pani to zapewne Chloe. Zgadza się?
- Tak. Bonjour. Enchante de faire vorte connaisance.
- Mi także miło panią poznać. Mówmy sobie po imieniu.
- Zgoda.
- Mam wrażenie, że właśnie próbujesz namówić moją siostrę na podróż życia. Jak już mówiłem jest uparta. Nie będzie łatwo. Choć chyba już się o tym przekonałaś- zwrócił się do Chloe i zaczął rozmowę ze swoją siostrą.- Ovi daj się namówić. Proszę.
- Nie ma mowy. To tylko strata czasu- wybuchła.- Miło było cię poznać- zwróciła się do nowej znajomej, - lecz chyba nie skorzystam z oferty twojego towarzystwa. Excusezmoi jak to u was mówią.
- Olivia przestań! Zastanów się jeszcze. Prześpij się z tym problemem, a jutro zdecydujesz. Ja osobiście jestem za wspólną podróżą.
- Dziękuję…- zawahała się Chloe.
- Jeremy.
- Remy. Mogę tak się do ciebie zwracać?
- Żaden problem. Zadzwonię. Czekaj jutro na mój telefon.
- Va bene jak to u was mówią- odparła i zmierzyła wściekłym wzrokiem Olivię.- Bonne nuit.
- Dobranoc.