26 lut 2011

Rozdział drugi

-Uspokój się i powiedz mi co się stało.
 -Je… Jeremy…
 -Ale co Jeremy?! Wyduś to z siebie?!
 -On… miał wypadek...
 W słuchawce słychać było tylko rozpaczliwy płacz Vicky. Olivia opuściła słuchawkę. Nawet nie zauważyła kiedy zerwał się wiatr i zaczął padać deszcz. Rozłączyła się i poszła w stronę domu. Było w nim pusto i cicho. Zwykle było tu dużo ludzi, ale nie dzisiaj. Dziś to miejsce było oazą spokoju. Olivia zaparzyła sobie zielonej herbaty i wzięła środek na uspokojenie. Siadła w swoim ulubionym miejscu, w oknie, i przyglądała się ponuremu miastu, które jeszcze rano było słoneczne i żywe.
Jeremy był młodszym i jedynym rodzonym bratem Olivii. Nie zawsze było między nimi dobrze, ale i tak kochała go najbardziej na świecie. Nie mogła dopuścić do siebie myśli, że może go stracić.
Teraz na ulicach było cicho, a o szyby tłukły się krople deszczu. Dopiła ostatni łyk i poszła położyć się spać. Uznała, że jutro rano będzie jej łatwiej o tym wszystkim myśleć.
~ ~ ~
Z łóżka zwlokła się około południa. Nie obchodziła ją praca, zapomniała o nowym asystencie, nie odbierała telefonów. Dzień zaczęła leniwie. Patrząc przez okno, tak jak wczorajszego wieczora, uświadomiła sobie, że zamartwianie się niczego nie zmieni. Postanowiła pojechać do Karoliny Południwej, gdzie mieszkał Jeremy. Spakowała parę rzeczy, zadzwoniła do firmy, że nie będzie jej jakiś czas, zrobiła zakupy w markecie na parterze. Na szczęście samochód wrócił z serwisu rano, więc miała czym pojechać. Wrzuciła wszystko do bagażnika i wyruszyła. Oczywiście z samego centrum wyjeżdżała ponad godzinę, dlatego przez wieczne korki mógł dogonić ją każdy. Tak też się stało.
-Niech pani zaczeka! Musimy porozmawiać!- dobiegł ją znany głos- To nie może zaczekać!
W końcu rozpoznała głos. Był to Charlie. Ale co on miał takiego ważnego do powiedzenia?
-Proszę, wsiadaj- wskazała mu siedzenie pasażera- O co chodzi?
-Słyszałem, że jedzie pani do brata.
-Tak, ale co to ma wspólnego…
-Już mówię. Otóż nie przypadkowo zatrudniłem się u pani w firmie…
-Przejdźmy na „ty”- przerwała mu- Będzie łatwiej. Olivia.
-Charlie, ale niech mnie pani… znaczy wysłuchaj mnie.
Nie było chyba im jednak dane dokończyć tę rozmowę właśnie w tym momencie, ponieważ zadzwonił telefon Charliego. Musiał iść. Wzywali go do firmy.
-Wrócimy do tej rozmowy jak wrócę.
-A za ile będziesz? To nie może czekać tak długo.
-W takim razie zadzwonię.
-Ale…
Nie dokończył, bo Olivia ruszyła przed siebie. Przecież nie miała jego numeru telefonu…
~ ~ ~
Jechała właśnie autostradą. Było gorąco, więc otworzyła dach. Włączyła radio, choć i tak mało słyszała. W pewnym momencie usłyszała znaną jej melodię... tak, to byli Bee Geesi. Zawsze zjawiali się w trudnych chwilach. Podgłośniła trochę. Piosenka Alone przypominała obecną sytuację Jeremy'ego. Postanowiła zadzwonić do Vicky, bo nie wiedziała w jakim szpitalu leży jej brat.
Okazało się, że Jeremy jest teraz w Columbii. Olivia wiedziała, że nie dojedzie tam tego samego dnia. Dochodziła 20.00. Zatrzymała się za wzgórzu. Dookoła było spokojnie i cicho. Za horyzontem znikało czerwone słońce, a niebo różowiło się coraz bardziej z minuty na minutę. Wyjęła swój aparat i zaczęła robić zdjęcia. Od razu zgrała je do komputera i obejrzała, ale zatrzymała się przy jednym z nich. Wydawało jej się jakby już kiedyś to widziała, ale za nic nie mogła sobie przypomnieć. Położyła się na tylnych siedzeniach, bo wiedziała, że jeżeli chce dojechać jutro do Columbii przed zachodem słońca musi wstać wcześnie.
~ ~ ~
Rano obudził ją telefon. Dzwoniła Vicky z wiadomością o odzyskaniu przytomności przez Jerrego. Olivia od razu odpaliła silnik i ruszyła w dalszą drogę. Na miejscu była po 5 godzinach. Znalazła szpital, salę, w której leżał Jeremy, ale nie spodziewała się, że zobaczy tam kogoś, oprócz swojej przyjaciółki. Jednak obok łóżka jej brata siedziała kobieta, wyraźnie od niej młodsza.
-Przepraszam. Kim pani jest?
-Rozumiem, że Charlie nie zdążył wszystkiego wytłumaczyć...
-Chwileczkę, bo czegoś tu nie rozumiem. Co Charlie ma wspólnego z panią i moim bratem?!
-Skoro już pani jest to porozmawiajmy na spokojnie i nie angażujmy w to Charliego. Zapraszam na kawę. Na rogu jest miła kawiarenka.

25 lut 2011

Rozdział pierwszy

     Cisza. Jedynie z oddali słychać było klaksony samochodów w korku, ludzi krzyczących na ulicy, startujące samoloty. Właściwie nie można było nazwać tego ciszą.
~ ~ ~
     Tak właśnie wyglądał każdy poniedziałkowy poranek w Nowym Jorku. Zamęt i pośpiech. Był on także widoczny w większości mieszkań w centrum miasta. Ludzie spieszyli się do pracy, szkoły, przedszkola. Nieliczni jeszcze spali. Byli jednak i tacy co po prostu to kochali. Wstać rano, zabrać sprzed drzwi jeszcze ciepłe bułeczki, zrobić sobie gorącą kawę i zjeść śniadanie patrząc przez okno na słoneczne niebo. Bajka. Nie czuło się wtedy klimatu wielkiego miasta, nie słyszało się hałasu na ulicy, nie myślało się o problemach.
~ ~ ~
     To był maj. Ciepły wiatr rozwiewał włosy przechodniom. Niektórzy spacerowali leniwie, niektórzy biegli wymijając tylko przeszkody. Zapowiadał się piękny dzień. Olivia goniła właśnie nadjeżdżający autobus. Dzień wcześniej oddała samochód do serwisu i musiała pojechać do pracy publicznym środkiem transportu. Wypatrzyła wolne miejsce, więc ruszyła w jego stronę. Niestety ktoś był szybszy. Wysoki brunet, którego nigdy tu nie widziała zajął ostatnie krzesło. W końcu wysiadła nieopodal budynku mieszczącego w sobie siedzibę jednej z największych firm architektonicznych w USA. Była tam wiceprezesem, lecz nie takim, który siedzi cały dzień za biurkiem i wydaje polecenia. Ona żyła tym miejscem i tymi ludźmi. Pracowała razem z nimi jak koleżanka, nie jak szef. Tego dnia na biurku czekała na nią informacja: SPOTKANIE 12.00 SALA KONFERENCYJNA. Która godzina? Na szczęście była dopiero 11.50. Zrobiła więc sobie kawę i udała się na miejsce spotkania. W pierwszym momencie nie wiedziała czy jej się wydaje czy nie. Zobaczyła tego przystojniaka, który pół godziny wcześniej zajął jej miejsce w autobusie. Była to jednak prawda.
     -Byłem umówiony na rozmowę o pracę z panią...- zaczął brunet.
     -Mars?
     -Tak. Jestem Charlie Stewart.
     -Miło mi. Olivia Mars. Szukam kogoś na miejsce mojego asystenta. Jesteś chętny?   
     -Tak. Potrzebne mi są pieniądze. Przyjmę każdą propozycję. Czy my się skądś nie znamy?
     -Raczej nie- skłamała Olivia- a jeśli chodzi o pracę to zaczynasz jutro o 10.00.
     -Dziękuję, będę na pewno.
~ ~ ~
     Dzień skończył się dosyć szybko. Majowy wieczorny spacer był wspaniały na odpoczęcie od problemów. Olivia weszła właśnie w cichą uliczkę. To tam znajdywała zawsze spokój, tam narodziły się jej najlepsze pomysły na projekty. Kochała to miejsce, a szczególnie po zmroku. Okna były ciemne, rzadko ustawione latarnie dawały marne światło. Dało się słyszeć ciche mruczenie kotów. Z zamyślenia wyrwał ją dźwięk telefonu. Zwykle wyciszała go przychodząc tutaj, bo nie było tu miejsca jednocześnie na spokój i jakiekolwiek wynalazki XXI wieku. Dzwoniła jej przyjaciółka- Vicky. "Pewnie znowu pokłóciła się z chłopakiem" pomyślała Olivia. To był najczęstszy temat ich rozmów. Ale tym razem chodziło o coś innego, znacznie poważniejszego...