26 sty 2013

UWAGA! UWAGA!

!!!

Chwilowo zawieszam bloga na czas nieokreślony. Nie znaczy to jednak, że przestaję pisać. Muszę sama jakoś w mojej głowie wyprowadzić to opowiadanie na prostą, bo trochę za dużo namieszałam. Zapraszam was jednak na coś prostszego, ale niekoniecznie lżejszego na http://i-am-possible-mystory.blogspot.com/ ^^ Kocham was Miśki i piszę przede wszystkim dla was. Proszę o jakieś opinie na temat mojej pracy :**

17 sty 2013

Rozdział XIV


Było ponure popołudnie. Taka pogoda rzadko się tu zdarza. Włochy kojarzą się z ciepłym klimatem i wiecznie prażącym słońce, szczególnie w czerwcu. Olivia siedziała w swoim pokoju. Kubek z dawno już zaparzoną kawą stał na stoliku czekając, aż zostanie opróżniony. W tle Bowie próbował zakłócić atmosferę pełną melancholii i smutku zapraszając słuchaczy do tańca. Let’s Dance- można było usłyszeć z przykurzonego sprzętu muzycznego ustawionego w rogu ciemnego pomieszczenia. Po szybach zaczęły spływać krople letniego deszczu. Razem z nimi łzy popłynęły z oczu Olivii. Teraz David śpiewał coś, o czym Via próbowała zapomnieć. This is not America. Jedynym marzeniem w tej chwili był powrót do przestronnego mieszkania w Nowym Jorku. Jednocześnie jednak nie chciała porzucać poszukiwań samej siebie. Cały czas stała na brzegu przepaści. Mogła zawrócić, lecz nigdy nie zapominać. Jedna pochopna decyzja mogła zepchnąć ją prosto w czarną przepaść. Natomiast stanowcze, a umiejętne kroki mogły poprowadzić ją brzegiem aż do najbliższego mostu, którym spokojnie przejdzie na drugą stronę. Bardzo dokładnie rozważała słowa Chloe. Nowa znajoma uświadomiła jej wiele bolesnych rzeczy, które Ovi chciała w sobie zmienić. This is not America. Musi być silna. To przygoda. Nowy rozdział w jej życiu, którego nie może ominąć. Powinna pójść przed siebie. Niekoniecznie szybko.

Z zamyślenia wyrwał ją dźwięk dochodzący z dołu. Był głośny i nie do końca wyraźny. Olivia wyszła więc z pokoju i aż zaniemówiła. Schody i korytarz przyozdobione były światełkami choinkowymi mieniącymi się na dziesiątki różnych kolorów. Wszędzie latały balony, confetti. Na ścianach dostrzec można było stare zdjęcia w nowych ramkach. Zeszła na dół po czerwonym dywanie rozwiniętym na stopniach. Tam czekała ją prawdziwa uczta. Stół zastawiony był wszystkimi możliwymi włoskimi przekąskami. Nie zabrakło oczywiście wina. Phil, wyraźnie zadowolony, krzątał się w kuchni tańcząc jednocześnie do muzyki dobiegającej ze starego gramofonu. Jeremy zdążył rozsiąść się w miękkim fotelu i rozmawiał przez telefon. W tym momencie zadzwonił dzwonek do drzwi. Gospodarz poszedł przywitać gości, którymi byli jego sąsiedzi i panna Chloe. Olivia znieruchomiała. Myślała, że dziewczyna już wyjechała. Teraz jednak nie wiedziała co robić. Ich spojrzenia skrzyżowały się i Francuzka podeszła pewnym krokiem do Ovi.
-Via! Jednak się jeszcze spotkałyśmy- zaczęła Chloe.
-Właśnie widzę. Jestem zaskoczona, ponieważ nie wiedziałam, że ktokolwiek nas dzisiaj odwiedzi- odparła Olvia.
-Phil już taki jest, ale mam wrażenie, że zorganizował to dla ciebie.
-Nie do końca jestem skłonna w to uwierzyć. Znamy się bardzo krótko, chyba, że tak bardzo chce się mnie pozbyć i wysłać razem z tobą na Sycylię.
-To nie jest taki zły pomysł. Ja bardzo chętnie cię przygarnę. Naprawdę liczyłam na miłe towarzystwo, a ty w jakiś nieokreślony sposób mnie intrygujesz. Jesteśmy zupełnie inne, a przynajmniej tak mi się na razie wydaje, ale i taka przyjaźń może być bardzo trwała.
-Widzę, że wybiegasz w przyszłość mówiąc o przyjaźni. Na razie poprzestańmy na wspólnej podróży do twojego kuzyna.
-Czyżbym miała dar przekonywania, że tak szybko się zgodziłaś? To mój urok osobisty? Nawet nie zdążyłam powiedzieć nic, co byłoby dobrym argumentem, byś jednak pojechała.
-Trochę o tym myślałam i teraz, gdy cię zobaczyłam, musiałam szybko podjąć decyzję i właśnie to zrobiłam. Jadę.
-Co ja słyszę?- włączył się Jeremy.- Czyżby moja siostra postanowiła zaryzykować? Jestem z ciebie dumny kochanie. Zatem buon voyage.
-Tak szybko się jej nie pozbędziesz- rzekła Chloe.- Wyjedziemy najwcześniej za 3 dni. Zdążycie się jeszcze pożegnać.

~~~

„Zanotowane w pamiętniku. Dzień dwudziesty piąty. Miesiąc szósty. Zaczynam coś nowego. Trzymajcie kciuki, kimkolwiek jesteście. Serena” – taka była treść pierwszej karteczki, która zawisła na północnej ścianie poddasza w domu w Castagnetto Carducci. Ona i reszta kolorowych skrawków papieru, które tam zawisły w samotności czekały, aż ktoś odważy się zajrzeć na najwyższą kondygnację i odkryć tajemnice, jakie skrywały. A było ich wiele…

3 sty 2013

Rozdział XIII


- Pozwól, że ci przedstawię... panna Chloe- powiedział poważnym tonem, niczym angielski dostojnik, Phil.
- Oh. Miło panią poznać. Choć może od razu przejdziemy na ‘ty”?- odparła Olivia.- Jestem Olivia.
- Chloe. Czy mogę się do ciebie zwracać Via?
- Oczywiście. Ciekawie. Jeszcze nikt tak do mnie nie mówił, a bardzo mi się podoba- odrzekła z wyraźnym zadowoleniem Ovi.- Opowiedz mi coś o sobie. Znaczy, wiem tyle, ile przekazał mi Phil. Jednak w twoich ustach powinno to brzmieć inaczej.
- Dobrze. Może siądziemy w jakimś przyjemnym miejscu.
- Chodźmy nad basen. Chciałabyś się czegoś napić?
- Wody, s’il sous plait.
- Phil, mógłbyś przynieść?
- Ok. Już idę- odparł i po chwili zjawił się ze szklanką zimnej wody z plastrem cytryny i kostkami lodu- Je vous en prie.
- Merci.
- W takim razie, co cię sprowadziło do Italii?- zapytała jako pierwsza Via.
- Zaczęło się od śmierci matki. To było ponad rok temu. Zostałam sama z siostrą i ojcem. Tata zupełnie się załamał, a Alice wyjechała do pracy do Stanów. Była dobrze zapowiadającym się prawnikiem. Musiałam złapać dorywczo jakąś pracę. Pracowałam w kilku barach jako kelnerka. W końcu znalazłam coś, w czym mogłam się spełnić. Zatrudnili mnie w firmie marketingowej. Miałam tworzyć banery, billboardy, projekty spotów reklamowych. Nie było tak źle. Dobrze płacili, a ja w końcu robiłam coś, w czym byłam dobra. Po kilku miesiącach wróciła moja siostra. Kancelaria, w której pracowała upadła. Straciła pracę, lecz miała wystarczająco dużo pieniędzy, by wrócić i założyć własne biuro pomocy prawnej. Porzuciłam więc ciepłą posadkę. Miałam odłożone oszczędności, jednak trochę brakowało do podróży po słonecznych Włochach. Miałam co prawda samochód, lecz on wymagał lekkiego podrasowania, jak na taką wyprawę. Namalowałam więc kilkanaście obrazów, sprzedałam po niezłej cenie. Sprzedałam stare książki i inne rupiecie, ponieważ wiedziałam, że po powrocie będę zupełnie innym człowiekiem, a te rzeczy nie pasowały do nowego życia. W ten sposób uzbierałam odpowiednią kwotę, zaopatrzyłam się w zapas jedzenia, picia, paliwa i ruszyłam w świat. Bez telefonu. Tylko aparat i laptop. Internet łapałam tylko w lepszych momentach, więc prawie nie miałam kontaktu ze światem, poza tym, w którym się właśnie znajdowałam. Zaczęłam od Valle d’Aosta przez Piemont. Zwiedziłam Turyn, zobaczyłam katedrę. Następnie Mediolan- stolica mody. Jechałam na wschód aż do Wenecji. Potem Werona. Jakież to piękne miasto. Musisz je zobaczyć, jeśli jeszcze się tam nie wybrałaś. Takie romantyczne. Gdybym miała kogoś, kto byłby tam razem ze mną i kochał mnie tak jak ja pokochałam Weronę. I ta cała historia z Romeem i Julią. Cudowne. Ale niestety. Jechałam poniekąd slalomem, ponieważ później udałam się do Bolonii, Genui, a stamtąd trafiłam prosto w serce Toskanii. Ten region urzekł mnie dotychczas najbardziej. Wtedy zaczęłam opadać z sił. Czułam się coraz gorzej. Pewnego dnia, po zwiedzeniu Pizy, jechałam do jakiegoś małego miasteczka, by znaleźć tani nocleg lub przespać się w samochodzie. Zaczęło mi się kręcić w głowie. Znalazł mnie jakiś miły Włoch, który jechał rowerem w tą samą stronę, co ja. Nie wiedział, że jestem turystką, bo przed wyjazdem załatwiłam sobie włoską rejestrację. Wiem, że nie powinnam, ale uznałam, że w ten sposób będzie mi łatwiej. Po włosku też mówię całkiem nieźle, bo mam tu rodzinę. Ale do tego dojdziemy. Wtedy ten mężczyzna zaprowadził mnie do Phila. To podobno najlepszy i najprzystojniejszy lekarz w całej okolicy. On mnie zbadał, zapisał jakieś leki swoim niewyraźnym lekarskim pismem i kazał do siebie przyjść za parę dni. Ja jednak nie miałam noclegu. Zaproponował mi pokój za małą opłatą dopóki czegoś nie znajdę. Zgodziłam się. Okazało się, że to było tylko przeziębienie, lecz nieleczone mogło doprowadzić do zapalenia płuc. Na szczęście wszystko dobrze się skończyło. Ja jednak nie czułam się na siłach, by jechać dalej. Zatrzymałam się w małym pensjonacie. Codziennie wychodziłam na powietrze, wedle zaleceń pana doktora, i malowałam. Wspominałam już, że skończyłam szkołę plastyczną? W każdym bądź razie malując na tym, co tylko znalazłam, zarobiłam kolejną niezłą sumkę. Właśnie szykowałam się do dalszej podróży, kiedy zadzwonił Phil z informacją o tobie i twoim bracie. Ja jadę na Sycylię do kuzyna.
- Tak, słyszałam. Jednak wiem też, że została ci do zwiedzenia jeszcze połowa Włoch, a ja nie chcę czekać tyle czasu. Wolałabym tam być jak najszybciej.
- Wy- Amerykanie- wiecznie się wszędzie spieszycie. Rozumiem cię, jednak moim zdaniem taka podróż będzie czymś nowym i dobrym dla ciebie. Nie mówię o swoim towarzystwie, choć ono wydaje się bardzo zachęcające, jednak w ten sposób poznasz kraj, zwyczaje i może będzie ci później łatwiej zrozumieć rodziców.
- Może masz rację. Zawsze chcę być wszędzie zaraz. Ale dlaczego miałabym czekać i po kolei odwiedzać zupełnie zbędne mi miejsca?
- Jasne. Tylko potrafisz marudzić. Chodzi o przygodę. Spontaniczność. Nie chcesz doświadczyć czegoś nowego. Artyści już tak mają. Szukają wrażeń. Ty też jesteś artystką.
- A ten twój kuzyn… Znasz go w ogóle?
- Tak. Znaczy z opowieści. Nigdy go nie widziałam. To jakaś dalsza rodzina. Lecz jedyna, jaka została mi w kraju makaroniarzy. Chcę go poznać. Nawet nie wie, że przyjeżdżam.
- Żartujesz?! Nie wie? To niewiarygodne.
- Nie bądź taka spięta. Zaczynasz mi przypominać pewną dziewczynę z mojej klasy z gimnazjum. Zawsze najlepsza. Wszystko musiała mieć poukładane. Tak się nie da żyć.
- Poukładana, rozsądna i uparta- wtrącił nagle Jeremy.- Jestem Jerry, młodszy brat Ovi. A pani to zapewne Chloe. Zgadza się?
- Tak. Bonjour. Enchante de faire vorte connaisance.
- Mi także miło panią poznać. Mówmy sobie po imieniu.
- Zgoda.
- Mam wrażenie, że właśnie próbujesz namówić moją siostrę na podróż życia. Jak już mówiłem jest uparta. Nie będzie łatwo. Choć chyba już się o tym przekonałaś- zwrócił się do Chloe i zaczął rozmowę ze swoją siostrą.- Ovi daj się namówić. Proszę.
- Nie ma mowy. To tylko strata czasu- wybuchła.- Miło było cię poznać- zwróciła się do nowej znajomej, - lecz chyba nie skorzystam z oferty twojego towarzystwa. Excusezmoi jak to u was mówią.
- Olivia przestań! Zastanów się jeszcze. Prześpij się z tym problemem, a jutro zdecydujesz. Ja osobiście jestem za wspólną podróżą.
- Dziękuję…- zawahała się Chloe.
- Jeremy.
- Remy. Mogę tak się do ciebie zwracać?
- Żaden problem. Zadzwonię. Czekaj jutro na mój telefon.
- Va bene jak to u was mówią- odparła i zmierzyła wściekłym wzrokiem Olivię.- Bonne nuit.
- Dobranoc.

9 sie 2012

Rozdział XII


- Co się stało z twoim ojcem?- zapytała Olivia.
- Wrócił do Anglii. Po śmierci twojego ojca został tu do ukończenia przeze mnie studiów. Gdy tu przyjechałem, przekazał mi dom, a sam wrócił do Londynu. Nie mógł tutaj zostać. Juan był jego serdecznym przyjacielem. Wszystko tutaj przypominało mu o nim- odpowiedział Phil.
- A ty dlaczego tu zostałeś?
- Nie wiem. Spędziłem tu wiele lat. Chyba zakochałem się w tym miejscu. Warto było zostać.
- Dlaczego?
- Inaczej bym cię nie poznał. Prawda?
- Bardzo możliwe.

~~~

Była już połowa lipca. Jak na Włochy przystało było słonecznie i duszno. Zapowiadało się na burzę. Było około 21. Słońce już udawało się na zasłużony odpoczynek, ustępując miejsca Księżycowi. Zaczynał wiać lekki wiaterek. Dookoła trwała idealna cisza. Tylko, co jakiś czas przelatywał jakiś ptak i dało się słyszeć trzepot jego skrzydeł. Komary dawały o sobie znać przy każdej sposobności. Herbata, do niedawna gorąca, już zdążyła wystygnąć. Oczy zaś utkwione były w tym zapierającym dech w piersiach widoku. Myśli błądziły po całym umyśle. Pytania żądały odpowiedzi. Powieki chciały opaść i podnieść się dopiero po kilku godzinach snu. Natomiast serce sprzeciwiło się wszystkiemu. Ono trwało w nadziei, że właśnie tego parnego wieczoru rozwiąże wielką tajemnicę. Niestety mało wskazywało na powodzenie tej misji, jaką sobie wyznaczyło. W tym wszystkim było zbyt dużo zagadek.

~~~

- Jesteś pewna, że chcesz tam pojechać- zdziwił się Jeremy.- Dopiero, co tu przyjechaliśmy. Znalazłaś pamiętnik, zdjęcia, historię choroby…
- Tak. Wiem to wszystko. Pamiętnik przeczytałam. Omijałam tylko wzmianki o chorobie, historii nie chcę czytać. Nie chcę wiedzieć, co się działo w organizmie taty. A co do zdjęć- one nic mi już nie dadzą. Mama kochała fotografię. Mają setki zdjęć z każdej podróży. A ich było przynajmniej kilkadziesiąt. Dobrze o tym wiem. I ty też. Myślałam, że zależy ci na poznaniu prawdy.
- Zależy. Ale czego oczekujesz od Sycylii? Że tam poznasz odpowiedź? Dlaczego tam? To po prostu kolejne miejsce, w którym spędzili kilka lat. Nic niezwykłego.
- Może tak, a może nie. Skąd wiesz, że nie znajdę tam nic, co nam pomoże. To tylko jedna decyzja. Mogę pojechać i wrócić. Nie ważne, co tam zastanę. Ważne, że spróbuję.
- Pojedziesz? Sama? Nie ma mowy. Jadę z tobą. A z resztą nawet nie wiesz, gdzie to jest. Phil musi nam powiedzieć albo jechać z nami.
- Dobra. Zgoda. Ale musimy tam pojechać jak najszybciej. Dopóki nie poznam tego miejsca nie będę mogła spać spokojnie. Będę sobie wyobrażała, co tam zastanę. Wyruszamy na 2 dni. Bez dyskusji.
- Ok. Co ze sobą bierzemy? Ile czasu chcesz tam zostać?
- Nie wiem. Weź rzeczy na tydzień. Jakby zmieniły nam się plany jest tam pralka. A raczej musi być. Telefony, klucze, dokumenty, aparat, pamiętnik i laptop. Tyle nam wystarczy do przeżycia.
- Przeżycia??
- Oj, żartowałam. Czasami jakoś trzeba rozładować napiętą sytuację.

~~~

- W takim razie pojedziesz z nami czy po prostu dasz nam adres i mapę z dojazdem?- spytała Olivia.
- Mam lepszy pomysł- odparł Phil.- Znam pewną Francuzkę. Na Sycylii mieszka jej kuzyn. Właśnie miała tam jechać.
- Francuzkę? Zwariowałeś? Jak ja się z nią dogadam?
- Bez obaw. Zna włoski.
- A ty skąd ją znasz?
- Przyjechała tu jakiś miesiąc temu. Była moją pacjentką. Przeziębienie czy coś. W każdym bądź razie zgadaliśmy się. Okazało się, że przyjechała tu z Francji na urlop. Zdziwiłem się, że na tak długo. Powiedziała, że musi odetchnąć innym powietrzem. Jej matka zmarła rok temu. Siostra wyjechała, zostawiając ją samą z ojcem. Chloe musiała podjąć jakąś pracę na szybko. Skończyła szkołę plastyczną. Niestety to nie dawało jej stałego zarobku. Zaczęła zarabiać w firmie marketingowej. Zwolniła się po 8 miesiącach. Odłożyła dostateczną ilość pieniędzy. Jej siostra wróciła. Ona zaś namalowała kilka obrazów, sprzedała i zarobiła kwotę potrzebną na podróż do Włoch. Znała włoski od dziecka. Jej rodzina ma tu korzenie. Nie wiem do końca, jakie, ale coś ją popchnęło w tą stronę. Wiedziała, że na Sycylii ma kuzyna. Ruszyła samochodem i zwiedza Italię od północy. Dotarła do Toskanii, wynajęła małe mieszkanko w Empoli. Bardzo jej się tu spodobało. Zwiedziła wiele miejsc, namalowała kolejne obrazy. Tak zaczęła zarabiać na życie. Całkiem nieźle jej tu idzie. Jednak postanowiła w końcu udać się do Syrakuz.
- Ale podobno to podróż samochodem po Włoszech. Czyli wygląda na to, że będzie tam jechała jakieś kilka tygodni. Nie chcę tyle czekać.
- Najpierw ją poznaj, a potem zdecyduj. Ma twój charakter. Dogadacie się.
- Zobaczymy. Ale chciałam jechać już jutro.
- Możesz wyjechać jutro, ale jechać kilka tygodni. Zobaczysz po drodze piękno tego kraju. Może zakochasz się tak jak ja i zostaniesz. Tyle cudownych miejsc jest po drodze na Sycylię.
- Mimo wszystko daj mi adres. A z Chloe możesz mnie poznać dzisiaj. Muszę mieć czas na podjęcie decyzji.
- Nie ma sprawy. Już do niej dzwonię.

~~~

Dochodziła już 14. Pora siesty niedługo miała się kończyć. Olivia jednak nadal nie mogła się przestawić na włoski tryb życia. Nadal wcześnie chodziła spać, wstawała rano i cały dzień pracowała nad tajemnicą rodzinną, jak i nad kilkoma projektami. Umówiła się, bowiem ze swoim szefem, że swoje zlecenia zrealizuje podczas podróży, a do klientów wyśle Charliego. Szkice nada kurierem do Ameryki. Na brak pracy nie mogła narzekać. Była jednym z najlepszych architektów w Nowym Jorku. Zaprojektowała wiele wieżowców. Jednak nie to ją najbardziej interesowało. Najwięcej radości dawało jej tworzenie wnętrz. Dobieranie kolorów, mebli, dodatków. To bardzo kobieca technika. Ona była jednak mistrzynią. Potrafiła urządzić mieszkania na każdy gust. Dlatego gdy tylko tworzono nowe budynki mieszkalne, zatrudniano ją do tworzenia wstępnych projektów wnętrz. Miała także pośród klientów wielu deweloperów. Zgłaszano się do niej z każdym typem wnętrza. Zaczęły przychodzić nawet propozycje pracy z Europy i Australii. Jej firma nie narzekała na brak klientów właśnie dzięki niej. Dlatego nikt nie chciał jej zwolnić. Była w tym momencie wiceprezesem jednej z najlepiej prosperujących firm architektonicznych w Stanach. Nie mogła sobie pozwolić na stratę zleceniodawcy. Kochała jednak to, co robiła. Odprężało ją to. Dlatego praca na wyjeździe pomagała jej zapomnieć o całej tajemnicy. O innej rodzinie, pamiętnikach, chorobach. To przynosiło jej ulgę. Ale wiedziała, że cały czas musi iść naprzód. Nie może stanąć w miejscu. Dlatego musiała podjąć decyzję odnośnie wyjazdu do Graniti.

9 lip 2012

Rozdział XI

Gdybym mogła cofnąć czas… To jedyne czego pragnę. Popełniłam błąd. Wiem o tym. Nie zmienię tego co się stało. Nie mogę wymagać teraz ich miłości. Mają już rodziców. Prawdziwych. Nie zepsuję tego. Żałuję. Nic to jednak nie zmieni. Może kiedyś poznają prawdę. Nie wiem czy to dobrze. Nie chce im zniszczyć życia. Chcę żeby byli szczęśliwi. Dlatego zostanę tutaj. Zostanę dopóki nie stanę się zbyt samotna. Może później wyjadę. Może wrócę do Ameryki. Nie wiem. Zbyt wiele się wydarzyło. Zbyt wiele popełniłam błędów. Teraz niczego nie jestem pewna. Przepraszam…

~ ~ ~

- Co czytasz?- spytał Phil siadając obok Olivii.
- Pamiętnik mamy. Znalazłam go w jej domu w Stanach. To napisała jeszcze tutaj.
- Jesteś pewna, że tutaj?
- Tak. Mój ojciec jeszcze żył. Dlaczego pytasz? Wiesz coś jeszcze?
- Wiem tylko, że mieli też dom na Sycylii. Ten wynajęli mojemu ojcu. Gdy twój tata zachorował przyjechali z powrotem, by go wyleczyć. Mieszkali tu do jego śmierci. Później nie wiem gdzie wyjechała twoja matka.
- Na Sycylii. Nic o tym nie wiedziałam.
- Domyślam się. Ale chodź teraz ze mną. Muszę ci coś pokazać.

Mówiąc to, wziął ją za rękę i zaprowadził na strych. Zastali tam bardzo opłakana stan. Tumany kurzu wznosiły się w powietrze przy każdym najmniejszym ruchu. Stare pudła były szare i brudne. Kilka zdechłych myszy i szczurów wydzielało niezbyt przyjemny zapach. Wzięli się do sprzątania. Musieli jakoś zająć swój czas, by nie myśleć o tym wszystkim. Odkurzyli, umyli okna, zerwali ze ścian stare tapety. Pudła ułożyli obok siebie. Postanowili wszystkie opisać, by wiedzieć co się w nich znajduje. W pierwszym znaleźli ubrania damskie, w drugim męskie, w trzecim tysiące fotografii, w czwartym pocztówki z różnych zakątków świata. W kolejnym zaś znajdowały się dokumenty, m.in. historia choroby Juana- ojca Ovi. Nie chcieli tego czytać. Co prawda Phil był lekarzem, jednak Olivia nie chciała znać szczegółów. Bała się poznać całą prawdę. Tak jak bała się tu przyjechać, zrobić kolejny krok w stronę poznania samej siebie. Odłożyli więc karton podpisując: Dokumenty. Zajrzeli do następnego, gdzie na samym spodzie leżał wyblakły czerwony zeszyt z pięknym odręcznym napisem na okładce: Mój drogi pamiętniku… Wyjęli go ostrożnie, zdmuchnęli kurz i otworzyli. Ovi zaczęła czytać pierwszą stronę:

„Zacznę od tego, że wróciliśmy właśnie do Toskanii. To miejsce wywołuje tyle wspomnień. Greg był tak miły i pozwolił nam zamieszkać razem z nim. Wiem, że to nasz dom, jednak już tego nie czuję. Juan jest bardzo słaby. Choruje. Nie wiem na co. Nie chcą mi powiedzieć. Może to i lepiej. Boję się o niego. Od dawna wiem, że to kwestia kilkunastu miesięcy. Pogodziłam się już z tym. Jednak nadal mam jakąś nadzieję, że zabiorę go jeszcze do Karoliny. Tak bardzo tego chce. Pamiętnik zostawiłam w domu- na Sycylii. Wrócę tam dopiero gdy wszystko będzie dobrze. Teraz nie mogę. Może wtedy go zabiorę i zacznę znowu pisać. Ty będziesz tymczasowy, ale równie mi bliski. Tobie jednemu mogę powierzyć teraz moje myśli, marzenia i sekrety. Wrócę do ciebie, gdy coś się wydarzy. Ciao…”

- Miałeś rację. Nigdy nie pisała dat. To dlatego- zaczęła Olivia.- w takim razie ja mam ten pamiętnik, który zostawiła w…
- W Graniti- pomógł jej Phil.- To tam mieli dom.
- Czyli znam tylko to co było przed chorobą ojca i po jego śmierci.
- Chory był od dłuższego czasu. Wtedy jego stan zaczął się  pogarszać.
- Ale jak to było z nimi. Kiedy przestali podróżować. Dom mieli długo. Wracali tu każdego lata. Ale dlaczego nagle zamieszkali tu, a później w Graniti?
- Nie wiem tego. Jestem tylko synem lekarza Juana. Nie pamiętam dużo. Pamiętam ich powrót, chorobę. Nic więcej. To było 10 lat temu!
- Przepraszam. Rozumiem cię. Za dużo od ciebie oczekuję.
- Nic się nie stało. Wiem, że to trudne dla ciebie. A właśnie… Gdzie jest Jeremy. Nie widziałem go od śniadania.
- Ja też. Zajęliśmy się tym strychem. Zapomniałam o nim.

Pobiegli szybko na ogród. Olivia poszła do jego pokoju. Nie było go w basenie, w pokoju, w łazience. Samochód stał na podjeździe. Wziął jednak rower. Gdzie on mógł pojechać- myślała Ovi. Nie znał okolicy. Telefon zostawił na stole w kuchni. Nic się nie zmienił. Często znikał na całe dnie. Wychodził z domu bez dokumentów, telefonu, nawet kluczy. Olivia pamięta to jeszcze ze wspólnych wakacji i czasów, kiedy zostali sami. Miała właśnie iść na studia. Wtedy doszło do wypadku. Została więc w Karolinie do czasu uzyskania pełnoletniości przez Jerry’ego. Potem wyjechała do Nowego Jorku. Skończyła studia, dostała wymarzoną pracę, kupiła duży apartament, który sama zaprojektowała, samochód, jaki zawsze chciała mieć. Wszystko było w porządku do dnia, w którym poznała Charliego, wracała nocą do domu, dostała telefon od Vicky i dowiedziała się o wypadku brata. Ta data zmieniła wszystko. Dlatego teraz boi się o Jeremy’ego jeszcze bardziej niż kiedykolwiek. Nie chce go znowu stracić na tak długi czas z oczu. Chce być jego siostrą w pełnym tego słowa znaczeniu.

- Już jestem!- usłyszeli donośny głos Jerry’ego.
- Gdzie ty byłeś?! Martwiłam się!- wykrzyknęła od razu Olivia.
- Pojechałem na mały rekonesans. Znalazłem najbliższy sklep, pocztę, kwiaciarnię, serwis rowerowy. Właśnie… Naprawiłem ci przerzutki Phil.
- Dzięki. Ale nie mogłeś spytać mnie? Znam tę okolicę- odrzekł Phil.
- Mogłem. Ale chciałem się czymś zająć.
- Mogłeś chociaż powiedzieć gdzie idziesz. Albo wziąć ze sobą telefon- wybuchła Ovi.
- Krzyczałem. Nie słyszeliście mnie. Telefon mam rozładowany, więc na nic mi by się przydał. A wam na lodówce przykleiłem kartkę.
- Na lodówce? Jasne. Zawsze tak robiłeś, a ja nigdy nie zwracałam na to uwagi. Przepraszam.
- Nie masz za co. To ja zniknąłem, a ty się po prostu o mnie bałaś. To miłe.
- Normalne.
- Wiem wiem. Też cię kocham. Ale teraz już się położę, bo wykończyła mnie ta wycieczka. Dobranoc- pożegnał się Jeremy.
- Dobranoc- odpowiedzieli zgodnym chórem i także udali się do swoich sypialni.


20 cze 2012

Rozdział X


-Jak tu pięknie...
-Masz rację.
-Mogłabym tu zostać na zawsze...
~~~
-Spakowany?!- krzyknęła Ovi
-Tak. Już biegnę.- rzucił Jerry
-Za 3 godziny mamy samolot. Boisz się?
-Samolotu? Oczywiście, że nie.
-Pytałam o poznanie prawdy.
-Lepsza najgorsza prawda od życia w niepewności.
-To ruszamy.
~~~
Na lotnisku czekała na nich Jill. Przyjechała pożegnać się i przyniosła kilka drobizgów z domu. Powinny im się przydać w poznaniu historii. Samolot wystastował z lekkim opóźnieniem. Oboje zasnęli. Nie wiedzieli więc jak długo lecą. Na miejscu byli późnym popołudniem. Wynajęli samochód w pobliskiej wypożyczalni. Garbusa. Ovi zawsze bardzo chciała taki mieć, choć na pierwszym miejscu stało MINI. Teraz spełniła swoje marzenie. Lecz to nie wszystko. Do szczęścia potrzebuje jeszcze prawdy o sobie. Autem pojechali w stronę Toskanii. Wylądowali w Rzymie, więc czekała ich około 3-godzinna jazda na północ kraju. Jechali wybrzeżem. Zatrzymali się na chwilę, by kupić coś do jedzenia. Zjedli. Wypili. Ruszyli dalej. Dojechali do Castagneto Carducci. Według wskazówek z pamiętnika Sophie. W domu zastali młodego mężczyznę. Nie do końca wiedzieli kto to, lecz wyjaśnił, że jest synem lekarza ich ojca.
-Jestem Phil. Mój ojciec leczył waszego.
-Miło mi. Jestem Olivia, a to Jeremy. Ty wiesz kim my jesteśmy.
-Wiem. Dostałem za zadanie zarządzać tym domem do waszego powrotu. Przykro mi, że dopiero teraz poznaliście prawdę.
-Jeszcze jej nie poznaliśmy. Niestety. Ale mam nadzieję, że nam w tym pomożesz. To dopiero początek.
-Znacie włoski? Czy mamy rozmawiać po angielsku?
-Znamy. Ale ty jesteś brytyjczykiem z tego co wiem, więc mówmy po angielsku.
-Bene.
~~~
Dla Olivii dzień zaczął się wcześnie. Obudziła się w nowym miejscu. Nie pamiętała do końca gdzie jest. Śnił jej się Nowy Jork i ta noc, gdy dowiedziała się o wypadku. Teraz było wcześnie rano. Zmiana czasu nie wpłynęła na nią pozytywnie. Przywyczai się. Usiadła na łóżku. Była całkiem wypana. Zeszła na dół. Z trudem przypomniała sobie gdzie jest kuchnia czy łazienka. Na szczęście dom nie był skomplikowany, aczkolwiek duży. Nalała sobie szklankę zimnej wody. Wzięła prysznic. Wyszła przed dom. Wspięła się na wzgórze i spojrzała na Toskanię. Ten widok był nieziemski.
-Jak tu pięknie...- westchnęła
-Masz rację.- odparł za nią Phil
-Mogłabym tu zostać na zawsze...

27 maj 2012

Rozdział IX


Zdjęcie nie dawało Olivii spokoju. Nie wiedziała co o tym myśleć. Ale na razie nie miała na to czasu. Minęło już sporo czasu od przyjazdu do Karoliny. Praca stanęła w miejscu. Stała się czymś nieważnym, tak jak całe życie przed wyjazdem.
Dwa dni temu zadzwonił do niej prezes firmy, w której pracowała. Postawił jej ultimatum: albo praca albo rodzina. Dał jej tydzień.
~ ~ ~
-Mam zaległy urlop. W takim razie wybieram się na długie wakacje.- odpowiedziała po tygodniu Olivia.
-No coż. Muszę przystać na twoje warunki. Masz do tego prawo. Ile czasu potrzebujesz?
-Umówmy się na razie na 3 tygodnie. Licząć oczywicie do urlopu tylko dni pracy, czyli 15.
-Zgoda. A co dalej? Masz jakiś plan?
-Nie. Po raz pierwszy w życiu improwizuję. Zobaczę co będzie. Może wrócę, może poproszę o pracę w domu. Może nawet zrezygnuję.
-Nie chciałbym do tego dopuścić. Jesteś tu bardzo potrzebna.
-Dziękuję, ale to nie zależy tylko ode mnie.
-Mam jednak nadzieję, że nie podejmiesz zbyt pochopnej decyzji.
-Postaram się cię nie zawieść.
-W takim razie udanego urlopu.
-Dziękuję. Będziemy w kontakcie.
~ ~ ~
Zdjęcie znów stało się zmorą Olivii. Jaka to data? O co w tym wszystkim chodzi? Spontaniczność jest jedynym wyjściem. Dlatego też szybko podjęła decyzję.
~ ~ ~
-Wyjeżdżam.- oznajmiła następnego dnia przy śniadaniu Olivia.
-Ale gdzie? Jak to? Teraz? Kiedy?- zdziwił się Jeremy.
-Po kolei... Jadę do Włoch. Do Toskani. Jedź ze mną. Za 3 dni. Znalazłam już samolot.
-Wariatka.
-Odezwał się. To się nazywa spontaniczność.
-Nie przesadzasz. Co masz zamiar tam robić? Nikogo tam nie znasz.
-Dlatego jedziesz ze mną. Chcę się czegoś o nas dowiedzieć. Jest tam pewien chłopak, który opiekuje sie domem rodziców. Muszę z nim porozmawiać. Znam włoski bardzo dobrze. Muszę. Nie chcesz wiedzieć czegoś o sobie?
-Chcę...
-Więc...
-Jadę z tobą.
-I o to chodzi. Pakuj się. Lecimy za 3 dni do Europy na podbój własnej historii.