3 sty 2013

Rozdział XIII


- Pozwól, że ci przedstawię... panna Chloe- powiedział poważnym tonem, niczym angielski dostojnik, Phil.
- Oh. Miło panią poznać. Choć może od razu przejdziemy na ‘ty”?- odparła Olivia.- Jestem Olivia.
- Chloe. Czy mogę się do ciebie zwracać Via?
- Oczywiście. Ciekawie. Jeszcze nikt tak do mnie nie mówił, a bardzo mi się podoba- odrzekła z wyraźnym zadowoleniem Ovi.- Opowiedz mi coś o sobie. Znaczy, wiem tyle, ile przekazał mi Phil. Jednak w twoich ustach powinno to brzmieć inaczej.
- Dobrze. Może siądziemy w jakimś przyjemnym miejscu.
- Chodźmy nad basen. Chciałabyś się czegoś napić?
- Wody, s’il sous plait.
- Phil, mógłbyś przynieść?
- Ok. Już idę- odparł i po chwili zjawił się ze szklanką zimnej wody z plastrem cytryny i kostkami lodu- Je vous en prie.
- Merci.
- W takim razie, co cię sprowadziło do Italii?- zapytała jako pierwsza Via.
- Zaczęło się od śmierci matki. To było ponad rok temu. Zostałam sama z siostrą i ojcem. Tata zupełnie się załamał, a Alice wyjechała do pracy do Stanów. Była dobrze zapowiadającym się prawnikiem. Musiałam złapać dorywczo jakąś pracę. Pracowałam w kilku barach jako kelnerka. W końcu znalazłam coś, w czym mogłam się spełnić. Zatrudnili mnie w firmie marketingowej. Miałam tworzyć banery, billboardy, projekty spotów reklamowych. Nie było tak źle. Dobrze płacili, a ja w końcu robiłam coś, w czym byłam dobra. Po kilku miesiącach wróciła moja siostra. Kancelaria, w której pracowała upadła. Straciła pracę, lecz miała wystarczająco dużo pieniędzy, by wrócić i założyć własne biuro pomocy prawnej. Porzuciłam więc ciepłą posadkę. Miałam odłożone oszczędności, jednak trochę brakowało do podróży po słonecznych Włochach. Miałam co prawda samochód, lecz on wymagał lekkiego podrasowania, jak na taką wyprawę. Namalowałam więc kilkanaście obrazów, sprzedałam po niezłej cenie. Sprzedałam stare książki i inne rupiecie, ponieważ wiedziałam, że po powrocie będę zupełnie innym człowiekiem, a te rzeczy nie pasowały do nowego życia. W ten sposób uzbierałam odpowiednią kwotę, zaopatrzyłam się w zapas jedzenia, picia, paliwa i ruszyłam w świat. Bez telefonu. Tylko aparat i laptop. Internet łapałam tylko w lepszych momentach, więc prawie nie miałam kontaktu ze światem, poza tym, w którym się właśnie znajdowałam. Zaczęłam od Valle d’Aosta przez Piemont. Zwiedziłam Turyn, zobaczyłam katedrę. Następnie Mediolan- stolica mody. Jechałam na wschód aż do Wenecji. Potem Werona. Jakież to piękne miasto. Musisz je zobaczyć, jeśli jeszcze się tam nie wybrałaś. Takie romantyczne. Gdybym miała kogoś, kto byłby tam razem ze mną i kochał mnie tak jak ja pokochałam Weronę. I ta cała historia z Romeem i Julią. Cudowne. Ale niestety. Jechałam poniekąd slalomem, ponieważ później udałam się do Bolonii, Genui, a stamtąd trafiłam prosto w serce Toskanii. Ten region urzekł mnie dotychczas najbardziej. Wtedy zaczęłam opadać z sił. Czułam się coraz gorzej. Pewnego dnia, po zwiedzeniu Pizy, jechałam do jakiegoś małego miasteczka, by znaleźć tani nocleg lub przespać się w samochodzie. Zaczęło mi się kręcić w głowie. Znalazł mnie jakiś miły Włoch, który jechał rowerem w tą samą stronę, co ja. Nie wiedział, że jestem turystką, bo przed wyjazdem załatwiłam sobie włoską rejestrację. Wiem, że nie powinnam, ale uznałam, że w ten sposób będzie mi łatwiej. Po włosku też mówię całkiem nieźle, bo mam tu rodzinę. Ale do tego dojdziemy. Wtedy ten mężczyzna zaprowadził mnie do Phila. To podobno najlepszy i najprzystojniejszy lekarz w całej okolicy. On mnie zbadał, zapisał jakieś leki swoim niewyraźnym lekarskim pismem i kazał do siebie przyjść za parę dni. Ja jednak nie miałam noclegu. Zaproponował mi pokój za małą opłatą dopóki czegoś nie znajdę. Zgodziłam się. Okazało się, że to było tylko przeziębienie, lecz nieleczone mogło doprowadzić do zapalenia płuc. Na szczęście wszystko dobrze się skończyło. Ja jednak nie czułam się na siłach, by jechać dalej. Zatrzymałam się w małym pensjonacie. Codziennie wychodziłam na powietrze, wedle zaleceń pana doktora, i malowałam. Wspominałam już, że skończyłam szkołę plastyczną? W każdym bądź razie malując na tym, co tylko znalazłam, zarobiłam kolejną niezłą sumkę. Właśnie szykowałam się do dalszej podróży, kiedy zadzwonił Phil z informacją o tobie i twoim bracie. Ja jadę na Sycylię do kuzyna.
- Tak, słyszałam. Jednak wiem też, że została ci do zwiedzenia jeszcze połowa Włoch, a ja nie chcę czekać tyle czasu. Wolałabym tam być jak najszybciej.
- Wy- Amerykanie- wiecznie się wszędzie spieszycie. Rozumiem cię, jednak moim zdaniem taka podróż będzie czymś nowym i dobrym dla ciebie. Nie mówię o swoim towarzystwie, choć ono wydaje się bardzo zachęcające, jednak w ten sposób poznasz kraj, zwyczaje i może będzie ci później łatwiej zrozumieć rodziców.
- Może masz rację. Zawsze chcę być wszędzie zaraz. Ale dlaczego miałabym czekać i po kolei odwiedzać zupełnie zbędne mi miejsca?
- Jasne. Tylko potrafisz marudzić. Chodzi o przygodę. Spontaniczność. Nie chcesz doświadczyć czegoś nowego. Artyści już tak mają. Szukają wrażeń. Ty też jesteś artystką.
- A ten twój kuzyn… Znasz go w ogóle?
- Tak. Znaczy z opowieści. Nigdy go nie widziałam. To jakaś dalsza rodzina. Lecz jedyna, jaka została mi w kraju makaroniarzy. Chcę go poznać. Nawet nie wie, że przyjeżdżam.
- Żartujesz?! Nie wie? To niewiarygodne.
- Nie bądź taka spięta. Zaczynasz mi przypominać pewną dziewczynę z mojej klasy z gimnazjum. Zawsze najlepsza. Wszystko musiała mieć poukładane. Tak się nie da żyć.
- Poukładana, rozsądna i uparta- wtrącił nagle Jeremy.- Jestem Jerry, młodszy brat Ovi. A pani to zapewne Chloe. Zgadza się?
- Tak. Bonjour. Enchante de faire vorte connaisance.
- Mi także miło panią poznać. Mówmy sobie po imieniu.
- Zgoda.
- Mam wrażenie, że właśnie próbujesz namówić moją siostrę na podróż życia. Jak już mówiłem jest uparta. Nie będzie łatwo. Choć chyba już się o tym przekonałaś- zwrócił się do Chloe i zaczął rozmowę ze swoją siostrą.- Ovi daj się namówić. Proszę.
- Nie ma mowy. To tylko strata czasu- wybuchła.- Miło było cię poznać- zwróciła się do nowej znajomej, - lecz chyba nie skorzystam z oferty twojego towarzystwa. Excusezmoi jak to u was mówią.
- Olivia przestań! Zastanów się jeszcze. Prześpij się z tym problemem, a jutro zdecydujesz. Ja osobiście jestem za wspólną podróżą.
- Dziękuję…- zawahała się Chloe.
- Jeremy.
- Remy. Mogę tak się do ciebie zwracać?
- Żaden problem. Zadzwonię. Czekaj jutro na mój telefon.
- Va bene jak to u was mówią- odparła i zmierzyła wściekłym wzrokiem Olivię.- Bonne nuit.
- Dobranoc.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz