- Pozwól, że ci przedstawię...
panna Chloe- powiedział poważnym tonem, niczym angielski dostojnik, Phil.
- Oh. Miło panią poznać. Choć
może od razu przejdziemy na ‘ty”?- odparła Olivia.- Jestem Olivia.
- Chloe. Czy mogę się do ciebie
zwracać Via?
- Oczywiście. Ciekawie. Jeszcze
nikt tak do mnie nie mówił, a bardzo mi się podoba- odrzekła z wyraźnym
zadowoleniem Ovi.- Opowiedz mi coś o sobie. Znaczy, wiem tyle, ile przekazał mi
Phil. Jednak w twoich ustach powinno to brzmieć inaczej.
- Dobrze. Może siądziemy w jakimś
przyjemnym miejscu.
- Chodźmy nad basen. Chciałabyś
się czegoś napić?
- Wody, s’il sous plait.
- Phil, mógłbyś przynieść?
- Ok. Już idę- odparł i po chwili
zjawił się ze szklanką zimnej wody z plastrem cytryny i kostkami lodu- Je vous
en prie.
- Merci.
- W takim razie, co cię
sprowadziło do Italii?- zapytała jako pierwsza Via.
- Zaczęło się od śmierci matki.
To było ponad rok temu. Zostałam sama z siostrą i ojcem. Tata zupełnie się
załamał, a Alice wyjechała do pracy do Stanów. Była dobrze zapowiadającym się
prawnikiem. Musiałam złapać dorywczo jakąś pracę. Pracowałam w kilku barach
jako kelnerka. W końcu znalazłam coś, w czym mogłam się spełnić. Zatrudnili
mnie w firmie marketingowej. Miałam tworzyć banery, billboardy, projekty spotów
reklamowych. Nie było tak źle. Dobrze płacili, a ja w końcu robiłam coś, w czym
byłam dobra. Po kilku miesiącach wróciła moja siostra. Kancelaria, w której
pracowała upadła. Straciła pracę, lecz miała wystarczająco dużo pieniędzy, by
wrócić i założyć własne biuro pomocy prawnej. Porzuciłam więc ciepłą posadkę.
Miałam odłożone oszczędności, jednak trochę brakowało do podróży po słonecznych
Włochach. Miałam co prawda samochód, lecz on wymagał lekkiego podrasowania, jak
na taką wyprawę. Namalowałam więc kilkanaście obrazów, sprzedałam po niezłej
cenie. Sprzedałam stare książki i inne rupiecie, ponieważ wiedziałam, że po
powrocie będę zupełnie innym człowiekiem, a te rzeczy nie pasowały do nowego
życia. W ten sposób uzbierałam odpowiednią kwotę, zaopatrzyłam się w zapas
jedzenia, picia, paliwa i ruszyłam w świat. Bez telefonu. Tylko aparat i
laptop. Internet łapałam tylko w lepszych momentach, więc prawie nie miałam
kontaktu ze światem, poza tym, w którym się właśnie znajdowałam. Zaczęłam od
Valle d’Aosta przez Piemont. Zwiedziłam Turyn, zobaczyłam katedrę. Następnie
Mediolan- stolica mody. Jechałam na wschód aż do Wenecji. Potem Werona. Jakież
to piękne miasto. Musisz je zobaczyć, jeśli jeszcze się tam nie wybrałaś. Takie
romantyczne. Gdybym miała kogoś, kto byłby tam razem ze mną i kochał mnie tak
jak ja pokochałam Weronę. I ta cała historia z Romeem i Julią. Cudowne. Ale
niestety. Jechałam poniekąd slalomem, ponieważ później udałam się do Bolonii,
Genui, a stamtąd trafiłam prosto w serce Toskanii. Ten region urzekł mnie
dotychczas najbardziej. Wtedy zaczęłam opadać z sił. Czułam się coraz gorzej.
Pewnego dnia, po zwiedzeniu Pizy, jechałam do jakiegoś małego miasteczka, by
znaleźć tani nocleg lub przespać się w samochodzie. Zaczęło mi się kręcić w
głowie. Znalazł mnie jakiś miły Włoch, który jechał rowerem w tą samą stronę,
co ja. Nie wiedział, że jestem turystką, bo przed wyjazdem załatwiłam sobie
włoską rejestrację. Wiem, że nie powinnam, ale uznałam, że w ten sposób będzie
mi łatwiej. Po włosku też mówię całkiem nieźle, bo mam tu rodzinę. Ale do tego
dojdziemy. Wtedy ten mężczyzna zaprowadził mnie do Phila. To podobno najlepszy
i najprzystojniejszy lekarz w całej okolicy. On mnie zbadał, zapisał jakieś
leki swoim niewyraźnym lekarskim pismem i kazał do siebie przyjść za parę dni.
Ja jednak nie miałam noclegu. Zaproponował mi pokój za małą opłatą dopóki
czegoś nie znajdę. Zgodziłam się. Okazało się, że to było tylko przeziębienie,
lecz nieleczone mogło doprowadzić do zapalenia płuc. Na szczęście wszystko
dobrze się skończyło. Ja jednak nie czułam się na siłach, by jechać dalej.
Zatrzymałam się w małym pensjonacie. Codziennie wychodziłam na powietrze, wedle
zaleceń pana doktora, i malowałam. Wspominałam już, że skończyłam szkołę
plastyczną? W każdym bądź razie malując na tym, co tylko znalazłam, zarobiłam
kolejną niezłą sumkę. Właśnie szykowałam się do dalszej podróży, kiedy
zadzwonił Phil z informacją o tobie i twoim bracie. Ja jadę na Sycylię do
kuzyna.
- Tak, słyszałam. Jednak wiem
też, że została ci do zwiedzenia jeszcze połowa Włoch, a ja nie chcę czekać
tyle czasu. Wolałabym tam być jak najszybciej.
- Wy- Amerykanie- wiecznie się
wszędzie spieszycie. Rozumiem cię, jednak moim zdaniem taka podróż będzie czymś
nowym i dobrym dla ciebie. Nie mówię o swoim towarzystwie, choć ono wydaje się
bardzo zachęcające, jednak w ten sposób poznasz kraj, zwyczaje i może będzie ci
później łatwiej zrozumieć rodziców.
- Może masz rację. Zawsze chcę
być wszędzie zaraz. Ale dlaczego miałabym czekać i po kolei odwiedzać zupełnie
zbędne mi miejsca?
- Jasne. Tylko potrafisz
marudzić. Chodzi o przygodę. Spontaniczność. Nie chcesz doświadczyć czegoś
nowego. Artyści już tak mają. Szukają wrażeń. Ty też jesteś artystką.
- A ten twój kuzyn… Znasz go w
ogóle?
- Tak. Znaczy z opowieści. Nigdy
go nie widziałam. To jakaś dalsza rodzina. Lecz jedyna, jaka została mi w kraju
makaroniarzy. Chcę go poznać. Nawet nie wie, że przyjeżdżam.
- Żartujesz?! Nie wie? To
niewiarygodne.
- Nie bądź taka spięta. Zaczynasz
mi przypominać pewną dziewczynę z mojej klasy z gimnazjum. Zawsze najlepsza.
Wszystko musiała mieć poukładane. Tak się nie da żyć.
- Poukładana, rozsądna i uparta-
wtrącił nagle Jeremy.- Jestem Jerry, młodszy brat Ovi. A pani to zapewne Chloe.
Zgadza się?
- Tak. Bonjour. Enchante de faire
vorte connaisance.
- Mi także miło panią poznać.
Mówmy sobie po imieniu.
- Zgoda.
- Mam wrażenie, że właśnie
próbujesz namówić moją siostrę na podróż życia. Jak już mówiłem jest uparta.
Nie będzie łatwo. Choć chyba już się o tym przekonałaś- zwrócił się do Chloe i
zaczął rozmowę ze swoją siostrą.- Ovi daj się namówić. Proszę.
- Nie ma mowy. To tylko strata
czasu- wybuchła.- Miło było cię poznać- zwróciła się do nowej znajomej, - lecz
chyba nie skorzystam z oferty twojego towarzystwa. Excusezmoi jak to u was
mówią.
- Olivia przestań! Zastanów się
jeszcze. Prześpij się z tym problemem, a jutro zdecydujesz. Ja osobiście jestem
za wspólną podróżą.
- Dziękuję…- zawahała się Chloe.
- Jeremy.
- Remy. Mogę tak się do ciebie
zwracać?
- Żaden problem. Zadzwonię.
Czekaj jutro na mój telefon.
- Va bene jak to u was mówią-
odparła i zmierzyła wściekłym wzrokiem Olivię.- Bonne nuit.
- Dobranoc.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz